#tellmeyourstory
Poznaj Małgosię – florystkę z warszawskiej Pragi, która porzuciła pracę w edukacji, by stworzyć własny, kwiatowy świat. Jej Kwiaciarenka to nie tylko miejsce, ale sposób życia – pełen koloru, swobody i autentyczności. Zajrzyj do środka i odkryj, jak wygląda codzienność wśród kwiatów i vintage’owych skarbów.
Małgorzata Galińska, 31 lat, florystka
KW: Kiedy zajęłaś się pracą z kwiatami?
MG: Ta pasja przyszła do mnie późno i trochę przypadkiem. Studiowałam logopedię, uczyłam języka polskiego jako obcego, pracowałam z imigrantami. Pięć lat temu postanowiłam spróbować czegoś innego, dla odmiany. Zamiast szukać sezonowej pracy w szkole językowej, zatrudniłam się w sklepie z roślinami doniczkowymi. To było moje pierwsze tego typu doświadczenie. Rok później postanowiłam je powtórzyć. Tak trafiłam do pracowni florystycznej wyspecjalizowanej w bukietach i kompozycjach ślubnych. Potem były kwiaciarnie i kolejna pracownia florystyczna. Miałam szczęście do ludzi, trafiałam do miejsc, w których nikt nie kazał mi całymi dniami czyścić wazonów, od pierwszych dni miałam wyzwania kreatywne.
KW: W końcu otworzyłaś własne miejsce, jak to wspominasz?
MG: To była nietypowa droga, bo nie skończyłam florystycznej szkoły policealnej, wszystkiego nauczyłam się w pracy. Nie byłam jednak pewna czy to moja droga na życie. Gdy zastanawiałam się nad powrotem do nauczania, zobaczyłam, że lokal na Pradze, który zawsze bardzo mi się podobał, wystawiono na wynajem. Tak powstała Kwiaciarenka.

KW: To wyjątkowe, bardzo osobiste miejsce na mapie Pragi.
MG: Gdy, dość spontanicznie, podjęłam decyzję o otworzeniu własnego biznesu nie miałam oszczędności na wielki remont, nie chciałam też przestrzeni wystudiowanej przez architekta, bo sama źle się w takich czuje. Kwiaciarenkę urządziłam więc w znacznej mierze sama, wypełniłam ją przedmiotami i bibelotami z odzysku, zachowałam część oryginalnego wystroju, np. kawałek podłogi w szachownicę. Stworzyłam tam piękny chaos, który pasuje do mnie i do sposobu, w który pracuję. Dzięki temu jestem dla ludzi wiarygodna, kupują mnie, lubią przychodzić do mojego miejsca. Udało mi się przyciągnąć do Kwiaciarenki osoby z okolicy, a tym samym dołożyć swoją cegiełkę do życia dzielnicy.


KW: Skąd wiedziałaś, jak to zrobić?
MG: Często znajomi pytają mnie skąd wiem, jak łączyć kolory. Odpowiedź nie jest prosta, to w znacznej mierze intuicyjne. Nie mam wykształcenia artystycznego, ale zawsze lubiłam sztukę, otaczałam się nią. Zawsze miałam entuzjazm do ładnych przedmiotów, szalonych kolorów i form. Zawsze byłam osobą ekspresyjną, przez lata chodziłam na kółko teatralne, robiłam kolaże. Dziś z tego kapitału korzystam.
KW: Twoje bukiety też przypominają eklektyczne kolaże.
MG: To dlatego, że łamią klasyczne zasady, których nigdy nie poznałam. Istnieją pewne klasyczne wytyczne o tym, że bukiet powinien być okrągły, że nie można w jednej kompozycji łączyć różnych kolorów goździków etc. Ja nic sobie z tego nie robię. Lubię łączyć elementy z różnych światów, takie które pozornie do siebie nie pasują. Korzystam głównie z sezonowych produktów, dzięki czemu moje bukiety są jeszcze bardziej unikalne i ciągle się zmieniają. To daje możliwość rozwoju i sposobność by uczyć moich klientów, że warto czekać na czerwcowe piwonie tak jak czeka się na pierwsze truskawki.


KW: Co dały ci kwiaty?
MG: Dzięki nim odkryłam, że każdy dzień może być zupełnie inny, zaskakujący. Nie lubię rutyny i stagnacji. Raz w życiu miałam powtarzalną biurową pracę i nigdy nie chciałabym tego okropnego doświadczenia powtarzać. W kwiatach znalazłam ujście dla mojej kreatywności. Wolę poznawać gatunki roślin, których nie znałam wcześniej, szukać inspiracji, tworzyć, spotykać ludzi, zarówno klientów jak i zaprzyjaźnionych dostawców. Ta praca daje mi też cenną swobodę. Do pracy idę pieszo, zabieram ze sobą ukochanego psa, Rudego, którego adoptowałam 6 lat temu. W czasie pracy czytam, słucham podcastów.
KW: Jak ubierasz się do pracy?
MG: Przede wszystkim wygodnie. Przez cały dzień się ruszam, chodzę, dźwigam. Zimą to zwykle spodnie, bielizna termiczna – w kwiaciarni jest zimno, zawsze mam coś do zarzucenia na siebie, gdy jest chłodniej – mam pod ręką zawsze kurtkę i rozliczne bezrękawniki. Ważne, żeby było mi ciepło. Latem to rzeczy przewiewne, bawełniane, bardzo lubię sukienki o kroju szmizjerki, często we wzory, także kwiatowe. Do tego zawsze sportowe buty. Moja szafa w 95 procentach składa się z rzeczy z drugiego obiegu. Często wydają się nie mieć sensu, nabierają go, gdy wystylizuję je po swojemu. Gdy kupuję coś nowego chcę, żeby zostało ze mną na bardzo długo. Wybieram wtedy produkty polskich marek, wysokogatunkowe, etycznie produkowane i takie, które za 10 lat będę wciąż nosić z ochotą.
Tekst: Kamila Wagner
Video: Łukasz Jaśniak
Foto: Łukasz Jaśniak
Retusz: Jan Tuszewski